Pokazywanie postów oznaczonych etykietą brązowy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą brązowy. Pokaż wszystkie posty

2013/03/18

Smoczy Agat

Miało być o smokach. 
Ale zamiast słów tym razem będą zdjęcia. 
Zapraszam!

 

 

 

 

 

 

 

 


Smoczy Agat:
- agat smoczy;
- miedź oksydowana i nieoksydowana powlekana (nie zmieni swej barwy);
- dostępny. 

2012/09/28

Okeanos


Okeanos, pierwotny bóg z czasów Tytanów.
Zarządzał otaczającą Ziemię słodką wodą, a także rzekami, studniami, chmurami deszczowymi.
Regulował powstawanie i śmierć ciał niebieskich, które rozpoczynały
i kończyły swoją wędrówkę właśnie w jego wodach. 

 Wraz z żoną, Tetydą, rozpowszechniającą jego wody w podziemnych jaskiniach, 
miał trzy tysiące córek - Okeanoid i trzy tysiące synów - rzek.
Doczekali się także córki - bogini mądrości - Metydy
(tej samej, która podpowiedziała Zeusowi, jak przywrócić z otchłani paszczy Kronosa rodzeństwo).
Wszystkie ich dzieci miały postać nimf wodnych.

Okeanos uosabiany był na antycznych naczyniach jako rogaty bóg 
z wężowym ogonem i nogami w kształcie ryb.
Epoka hellenistyczna przyniosła jednak nową definicję -
- stał się bogiem Oceanu Indyjskiego i Atlantyckiego, a dawna,
kosmologiczna teza została odrzucona.
Tetyda przedstawiana była obok niego,
jako siedząca piękność ze skrzydłami zamiast brwi - matka chmur deszczowych.

Okeanos rządził wodami świata w czasach panowania Tytanów,
jednak po wygranej Zeusa z Kronosem,
zmuszony był oddać swą władze Posejdonowi...

Mitologia Greków jest jednym z najlepiej zachowanych
i analizowanych przez współczesny świat zbiorów wierzeń, legend, baśni.
I chociaż przykro mi, że dzieci w szkołach więcej uczą się o Aresie,
niż o słowiańskim bogu wojny - Ładzie, to również ja uwielbiałam te opowieści. 

 Ten wisior, głównie ze względu na kamień, przywodzi mi na myśl greckie wybrzeża,
turkusową wodę, złotawopomarańczowy zachód Słońca.
A Wam z czym się kojarzy? Chętnie przeczytam w komentarzach. :-)

Okeanos:
Jaspis;
miedź;
niedostępny. 

Ps. Przybycie Okeanosa i Tetydy (źródło na obrazku):


Ściskam!
K. 

2012/07/10

Kobieta - Szkielet

Była raz dziewczyna, która zrobiła coś, co nie spodobało się jej ojcu.
Nikt już nie pamięta dokładnie, co to było. Ojciec zawlókł ją na urwisko i zepchnął do morza.
Ryby pożarły jej ciało, wygryzły oczy. Jej szkielet leżał na dnie miotany prądami. 
Któregoś dnia pewien rybak wybrał się na połów. Prawdę mówiąc, wcześniej wielu przybywało
do tej zatoki. Jednak ów rybak, odpłynąwszy daleko od domu, nie wiedział, że miejscowi
trzymają się od niej z daleka, powiadając, iż jest nawiedzana przez duchy. 
Hak rybaka zanurzył się w wodzie i zaczepił o żebro szkieletu dziewczyny. Rybak pomyślał:
"To musi być wielka ryba! Mam szczęście!" Już się cieszył, ilu ludzi wykarmi swą wielką zdobyczą, myślał, na jak długo wystarczy mięsa i że wreszcie odpocznie od wypływania w morze.
Gdy mocował się z wielkim ciężarem, morze zakipiało, a kajak się zatrząsł i podskoczył, bo ta,
która była pod woda, walczyła, by się wyzwolić z liny. Im bardziej się mocowała, tym ciaśniej krepowała ją lina. Choć się szamotała, hak zaczepiony o żebro nieubłaganie ciągnął ja w górę.

Rybak odwrócił się, żeby wybrać sieć, nie zauważył więc łysej czaszki nad falami,
nie widział małych korali iskrzących się w oczodołach, nie widział skorupiaków na starych,
jak z kości słoniowej, zębach. kiedy się odwrócił od sieci, straszna postać wypłynęła na powierzchnię i zawisła zaczepiona zębami o burtę kajaka. 
Mężczyzna krzyknął i serce podeszło mu do gardła, z przerażenia wywrócił oczami, do uszu buchnęła krew. Wrzeszczał i wiosłem zepchnął ją z dzioba,
po czym jak szalony zaczął wiosłować w kierunku brzegu.
Nie wiedząc, że zaplątała się w jego linę, wpadł w jeszcze większe przerażenie, bo wydawało się, że stanęła na palcach i goni za nim do brzegu. Kręcił kajakiem na wszystkie strony, lecz ciągle była tuż za nim, jej oddech toczył się po wodzie obłokami pary, a ramiona machały,
jakby chciały go złapać i pociągnąć w toń. 
Mężczyzna wył przeraźliwie, dobijając do brzegu. Jednym susem wyskoczył z kajaka, biegł,
kurczowo ściskając wędkę, a koralowobiały szkielet kobiety, wciąż zaplatany w linkę,
klekotał tuż za nim. Gnał po skałach, a ona za nim. Gnał przez przemarznięta tundrę, a ona za nim.
Gnał po mięsie suszącym się na brzegu, rozdeptując je na kawałki, rozdzierając buty z foczej skóry.

Przez cały czas Kobieta - Szkielet była tuż za nim, chwytając w biegu zamarznięte ryby.
Zaczęła je zjadać, bo nie pożywiała się od bardzo, bardzo dawna. Wreszcie myśliwy dotarł
do swego igloo. Zanurkował do tunelu i opierając się na rękach i kolanach, wczołgał się do wnętrza.
Dysząc i szlochając, położył się w ciemności, a jego serce waliło jak potężny bęben. 
- Bezpieczny, jestem bezpieczny, dzięki, o bogowie, dzięki ci, Ravenie,
dzięki ci szczodra Sedno, bezpieczny...nareszcie. 
Ale kiedy zapalił lampkę z oleju wieloryba ona...to coś... leżało w nieładzie na śniegowej podłodze
z pietą na ramieniu, kolanem w klatce piersiowej, stopą na łokciu.
Nie wiedział potem, co go do tego skłoniło, może blask światła, który zmiękczył jej rysy,
a może fakt, ze był samotnym człowiekiem. Dość powiedzieć, ze poczuł jakąś tkliwość -
- powolutku wyciągnął umorusane dłonie przemawiając miękko, nucąc jak matka do dziecka,
zaczął wyplątywać ją z liny.

Najpierw uwolnił palce stóp, potem kostki. Mozolił się długo w noc, aż wszystkie kości ułożył
w odpowiednim porządku, po czym ubrał ją w futro, żeby nie zmarzła. 
Po omacku znalazł krzesiwo i dołożył do ognia własnych włosów, żeby lepiej widzieć.
Spoglądał na nią od czasu do czasu, kiedy nacierał oliwą cenne drewno wędki i przewijał linkę.
A ona, okutana futrem, nie przemówiła słowem - nie śmiała - bojąc się,
żeby myśliwy nie wyrzucił jej na skały i nie połamał jej kości na kawałki. 
Myśliwy poczuł senność, wślizgnął się pod skóry i zaczął śnić. Czasami ludzie płaczą we śnie.
I choć nie wiemy, co im się wtedy śni, musi to pewnie być sen pełen smutku lub tęsknoty.
To właśnie zdarzyło się myśliwemu.

Kobieta - Szkielet w blasku ognia ujrzała tę błyszczącą łzę i na jej widok poczuła ogromne pragnienie. Klekocząc, poczołgała się w stronę śpiącego mężczyzny i przytknęła usta do łzy.
Ta jedna łza przemieniła się w rzekę, z której piła i piła i piła,
dopóki nie ugasiła wieloletniego pragnienia. 
Leżąc tak przy nim, sięgnęła wgłąb piersi śpiącego i wyjęła mu serce, potężny bęben.
Usiadła i zaczęła weń uderzać rytmicznie z obu stron, bum, bum, bum!
Bębniąc zaczęła śpiewać: - Ciało, ciało, ciało, niech powróci do mnie ciało.
Im dłużej śpiewała, tym więcej przybywało jej ciała. Wyśpiewała włosy, bystre oczy
i ładne, pulchne dłonie. Wyśpiewała kobiecość między nogami,
duże, ciepłe piersi i wszystko, czego potrzeba kobiecie.

A kiedy skończyła, śpiewem zdjęła ze śpiącego ubranie i położyła się przy nim, skora przy skórze.
Oddała mu serce, ten wielki bęben, włożyła je na miejsce i tak się potem obudzili, owinięci sobą,
splątani po wspólnej nocy już w inny sposób, dobry i trwały. 
Ludzie, którzy już nie pamiętają, dlaczego najpierw spotkał ją tak zły los,
powiadają, że odeszła z rybakiem. Nigdy nie brakło im jedzenia, bo morskie stworzenia, które znała, żyjąc pod wodą, zawsze dostarczały im pożywienia.
Mówią, że to prawda i że nic więcej nie wiedzą.* 
*Tą stara inuicką legendę znalazłam w przecudownej książce Clarissy Pinkoli Estes "Biegnąca z wilkami". 


Miłość wymaga codziennej ciężkiej pracy nad sobą, swoimi słabościami.
I tak, jak ów myśliwy - mimo ogromnego strachu - musimy znaleźć w sobie siłę i odwagę,
by wyplątywać kości codzienności z sieci, składać je w całość, ogrzewać...
...aby ostatecznie poczuć to, co zwą najpiękniejszym uczuciem na świecie. 

Etniczny: 
srebro pr. 999 i 925;
miedź;
Agat trawiony;
60x60mm
dostępny.

Uściski!
K. 

2012/04/17

Męska rzecz

Jakiś czas temu Kikimora poprosiła mnie o naszyjnik dla Jej męża. 
Przyznam szczerze, że chyba pierwszy raz  miałam okazję robić biżuterię dla mężczyzny. 
Całe szczęście charakter naszyjnika miał być zbliżony do słowiańskich i wikińskich ozdób,
co idealnie wpasowuje się w krąg moich zainteresowań i upodobań.

  Urodzinowy prezent miał być surowy w formie, na sznurku i z jak najciemniejszych bursztynów. 
Co prawda Słowianie i Wikingowie raczej nie używali federingów do zapinania naszyjników, 
ale zamożniejsi przedstawiciele tych ludów znali i cenili srebro
oraz wykonane z niego przedmioty.

 Nasi Przodkowie wykonywali z bursztynu zarówno biżuterię dla kobiet, jak i dla mężczyzn.
Bursztynowe, miniaturowe toporki, symbol Peruna, wręczano synom wojowników
w dniu ich postrzyżyn, a także gdy wstępowali do drużyny.
Również dawni Skandynawowie wręczali swoim synom miniaturowe toporki Thora - Miolmiry.
A mit o uwolnieniu Słońca za pomocą topora istniał jednocześnie w obu tych kulturach.

 Bursztynowymi paciorkami ozdabiano nie tylko szyje i dekolty.
Mężczyźni przyczepiali je także do włóczni, pasów, końskich rzędów.

Ewo, dziękuję za sprowokowanie mnie do wykonania męskiego naszyjnika. :-)
Niech się dobrze i długo nosi!
***
Bałtycki bursztyn:
surowe bursztyny bałtyckie;
sznurek bawełniany;
zapięcie srebrne pr. 925;
niedostępny

Ściskam,
K. 

2012/03/11

Natura: Brzoza.

Brzoza, ta białokora i wysmukła piękność, to jedno z najbardziej znanych drzew.
Wiosną okrywa się mgiełką delikatnych, zileonych listków, jesienią mieni się złotem w słońcu.
W młodości bardzo szybko rośnie, a dożywa nawet 100 lat.
Dzieli się z nami milionami nasion (mikroskopijnych orzeszków ze skrzydełkami), jest wytrzymała,
a do pełni szczęścia potrzebuje jedynie dużo słońca.
Prawie, jak idealna żona, prawda? ;-)

 
Szacuje się, że pierwsze brzozy pojawiły się na Ziemi około 90 milionów lat temu.
Przetrwały epokę lodowcową, a 10 tysięcy lat temu pierwsze ich gatunki,
wraz z sosnami, utworzyły pierwsze lasy.
Również dziś brzozy jako pierwsze zarastają każdy wolny skrawek ziemi - są pierwszymi,
które zamieszkują ugory, zręby, hałdy, wydmy,
miejsca strawione pożarem, rudery i zgliszcza budowli.
Użyźniają i przygotowują ziemię, a następnie ustępują miejsca innym drzewom,
pozwalając powstać lasom. 

Brzoza jest symbolem duchowego oczyszczenia i w takiej roli występowała już w czasach antycznych. Także i dziś służy podczas wszelkich szamańskich rytuałów.
W czasach przedchrześcijańskich symbolizowała boginię Frigg, matkę Północy, bogini małżeństwa, płodności i oczyszczającego deszczu.
Frigga podróżowała na brzozowej miotle w szatach, które sama utkała z chmur.
To dzięki temu miotła odgrywa ważną rolę w wielu tradycjach ludowych,
chociaż nie wszyscy wiążą to z wierzeniami Skandynawów. 

Równie ciekawe są lecznicze i magiczne właściwości brzozy.
Od niepamiętnych czasów jej sok, określany łzami, stosowano
do obmywania ran i schorzeń skórnych.
W sklepach ze zdrową żywnością również dziś spotkamy zabutelkowaną magię tego drzewa.
Dawniej uważano, że zjedzenie młodych pędów brzozy przyspiesza wzrost - być może dlatego Skandynawowie są dość wysokim narodem? ;-)
Najstarszym lekiem brzozowym jest zaś wyciąg z grzyba brzozowego - włóknouszka ukośnego,
który działa przeciwzapalnie, przeciwwirusowo i przeciwbakteryjnie. 

Magiczne właściwości tego drzewa cenione są od bardzo dawna.
Krzyże brzozowe na grobach, jeszcze przed czasami chrześcijańskimi - zapewniały zarówno zmarłym, jak i ich rodzinom, ukojenie i spokój.
Podobno dawni Finowie chowali swoich bliskich zwróconych nogami na południe,
a u głowy sadzili brzozę, która przechylając się coraz bardziej
na południe - ku słońcu - otulała grób
i chroniła zmarłego przed nieproszonymi gośćmi. 

Jednak brzoza to także symbol radości - zarówno Germanie, Słowianie, jak i Skandynawowie
uznawali czas kwitnienia brzóz za czas szczęśliwy i świętowali go hucznie - tańcząc,
przyrzekając sobie miłość w zagajnikach brzozowych, biesiadując.
To także najszczęśliwszy czas na zawieranie małżeństw.
Po dziś dzień spotyka się zwyczaj skakania przez brzozową miotłę Młodej Pary,
co ma przypieczętować zaślubiny. 


Czarodziejskimi brzozowymi gałązkami wypędzano złe duchy,
"zamawiało" się choroby, pozbywało złej energii.
Dotykanie pnia brzozy dodaje pozytywnej energii i jonizuje ujemnie - co udowodniono naukowo - dlatego też niektórym zdarza się zobaczyć mnie przytuloną do tego drzewa... ;-) 

Najokazalszą brzozą brodawkową (najpopularniejsza odmiana) w Polsce
jest drzewo rosnące w Gdańsku - Oliwie.
Ma ponad 180 lat, 26 metrów wysokości i 320cm w obwodzie! :-)
Na południu Polski spotkać można brzozę czarną.
Osobliwością przyrodniczą jest odkryta w okolicach Ojcowa w 1805 roku brzoza ojcowska.
W naszym kraju występują również brzozy karpackie, niskie i karłowate.
Jednak najczęściej spotykanymi są brzozy brodawkowe i brzozy omszone. 

Brzozy dotyczy również jedna z naszych rodzimych legend - o "Brzozie Mickiewicza".
Podobno poeta, na pożegnanie ukochanej Maryli, posadził niedaleko jeziora Świteź młodą brzozę.
Po wielu latach, już po śmierci Mickiewicza, wiekowe drzewo roztrzaskał piorun.
Dziewczęta z okolicznych wsi wierzą, że brzoza nadal gdzieś stoi, a ta z nich, która ją odszuka,
zyska szczęście i urodzi syna, którym zostanie wielkim poetą.
Niektóre z nich próbują swoich sił i podczas Kupalnocki,
zamiast kwiatu paproci, szukają brzozy... 

Uff....rozpisałam się, a brzozowa miotełka czeka, by nią dom wymieść z nieproszonych gości...

Brzozowy wisiorek  i pierścionek to kolejna odsłona cyklu "Natura".
Tym razem srebro oksydowane na kolorowo i wypolerowane.
Obrączka pierścionka jest jak delikatna tęcza - od złotych przez zielone, niebieski i fioletowe odcienie. :-)

Uściski! 
K. 

2012/03/08

Natura

Wszystkie drzewa miały już obleczenie oprócz dębu, buka, sosny i brzózki. 
W wielkim koszu Matki Przyrody zostały jeszcze: kozuch, kurtka, kamizelka i koszula. 


Przyroda zapytała:
- Kto z was nie ma jeszcze odzienia? 
Olbrzymi dąb odezwał się pierwszy głośno:
- Ja. 

Echo go przedrzeźniało: - Ja, ja, ja - tak, że słychać było w całym lesie. 
Dąb dostał od Matki Przyrody kożuch. 

- A kto jeszcze? - padło pytanie.
Teraz odezwał się buk, też tak głośno jak jego druh. 
Dostał kurtkę. 


- Kto jeszcze nie ma odzienia?
Schowana między innymi drzewkami cicho odezwała się sosna i dostała kamizelkę. 


Matka Przyroda chciała już iść do domu, kiedy dostrzegła bez obleczenia brzózkę. 
- Czemu nie mówisz, że nie masz odzienia? - spytała. 
A brzózka na to:
- Ja się wstydzę, bo jestem nagusieńka.


Więc Matka Przyroda dała brzózce koszulę, bo już nic więcej w koszu nie miała.
I dlatego czy zima, wiosna, lato, czy jesień
brzózka jest zawsze ubrana tylko w koszulę.*


Alojzy Nagel, Matka Przyroda i jej dzieci


Dałam i ja "koszulinkę" mojej brzózce.
Żeby zimą nie marzła i latem nie grzała się za mocno, a przy tym wyglądała pięknie.


Ten komplet to nie tylko początek nowej serii biżuterii inspirowanej Naturą
i na jej część tak też nazwanej - Natura.
To także moje pierwsze wystąpienie w sprawie pierścionków.
Dacie wiarę? Nigdy wcześniej nie zrobiłam pierścionka.
Cóż, pierwsze koty za płoty.... :)


Natura: brzozowy komplet - 
- wisior i pierścionek one size:
krążki brzozy
srebro pr. 999
oksydowane i polerowane
dostępny


Ściskam!
K. 

2012/02/14

Jawor na Luperkalia...

Dawno, dawno temu, w grodzie Koszalinie, w małym domku w pobliżu murów obronnych,
mieszkał kat miejski ze swą córką, Liną, którą kochał nad życie.
Mała Lina biegała radośnie po izdebkach domu, napełniając go rzadką w tych murach radością;
najbardziej jednak lubiła bawić się przy rosnącym nieopodal starym drzewem, klonem- jaworem.
Mijały lata, Lina z rozkosznego berbecia wyrosła na śliczną pannę.
Ale nie miała żadnych przyjaciół, bo choć mieszkańcy Koszalina szanowali jej ojca i ją,
to jednak wszyscy bardzo bali się Mistrza Wilhelma.


Któregoś piątku Lina wybrała się na targ. Podczas zakupów przeciskała się w tłumie,
zahaczając o kosze i dzbany wypełnione pysznościami.
Nagle poślizgnęła się na rozbitym jajku, a sakiewka z pieniędzmi wypadła jej z rąk.
Widząc to, młodzieniec który już od dłuższego czasu przypatrywał się jej z zachwytem,
podbiegł do Liny i podał jej sakiewkę z ukłonem.
Wystarczyło, żeby spojrzał w jej piękne oczy, a już był nią oczarowany.
Jan tak długo prosił Linę o spotkanie, aż w końcu zgodziła się, a na jego miejsce wyznaczyła swój ukochany stary klon-jawor.Wieczorem młodzi spotkali się w cieniu drzewa i tak już było co tydzień.
Coraz lepiej się poznawali i szybko zakochali się w sobie.
Jan gorąco wyznawał Linie miłość, obiecywał że nic nie może zmienić jego uczucia
i przysięgał na swą duszę, iż nigdy jej nie opuści.
Jedna tylko rzecz martwiła Jana - jego ukochana była bardzo tajemnicza.
Nie wiedział nawet jak się nazywa i gdzie mieszka.
Zawsze po spotkaniu, znikała w jednej z koszalińskich uliczek.


Pewnego razu Jan postanowił odkryć tajemnicę Liny.
Nie zmyliła go wędrówka ukochanej, która w końcu, tuż przy kościele zamkowym,
skręciła w prawo i znikła w samotnie stojącym domu.
Jan podszedł do drzwi i już miał zapukać, gdy wzrok jego padł na kołyszący się na wietrze szyld –
- „Kat miejski”. Zbladł, odwrócił się na pięcie i śpiesznie odszedł.


Mijały tygodnie, a Jan nie pokazywał się ani na targu ani pod drzewem.
Lina ze smutku mizerniała i bladła. Chciała za wszelką cenę odzyskać ukochanego.
Zrozpaczona poszła więc do starej zielarki, mieszkającej na skraju lasu, którą wszyscy po cichu uważali
za czarownicę. Kobieta chętnie zgodziła się pomóc Linie,
ale zażądała wysokiej zapłaty: dziewczyna musiała własną krwią podpisać cyrograf z diabłem.
Zdesperowana Lina zrobiła to i wróciła do domu.


Jej przygnębienie i bladość nie uszły uwadze mistrza Wilhelma, który pragnął szczęścia swej córki,
a słysząc przez sen jej słowa, domyślił się całej prawdy. Odszukał więc gospodarstwo rodziców Jana
i, spotkawszy Jana pracującego w polu, szeptem poprosił, aby ten przyszedł
w piątkowy poranek do jego domu. Jan, choć niechętnie, zgodził się na spotkanie.
O umówionej porze, zapukał do drzwi kata i wszedł do środka.
Wilhelm przyjął go z godnością i powiedział, że rozumie, że serce dziewczyny wybrało,
a on potrafi uszanować jej wolę i zgodzi się na małżeństwo z Janem. Potem wskazał na drewnianą,
okutą żelazem skrzynię i podniósł jej wieko. Oczom młodzieńca ukazały się drogie kamienie, złote monety, srebrne naczynia i drogocenna biżuteria. Przez chwilę w oczach Jana zabłysła chciwość,
potem jednak spojrzał na ścianę na której wisiał katowski miecz.
Wymamrotał parę słów pożegnania i chyłkiem wymknął się z domu, a spotkawszy na targu Linę poprosił,
 żeby się z nim spotkała wieczorem.


Uszczęśliwiona dziewczyna, wróciła do domu, i nucąc cały dzień, przymierzała swoje najlepsze suknie.
Kat patrzył na to z uśmiechem, a tuż przed wyjściem Liny wymknął się z domu
i schował się w konarach klonu, chcąc być świadkiem szczęścia swej ukochanej córki.
Wkrótce pojawił się Jan, niecierpliwie czekając przyjścia Liny.
Zaraz nadeszła i ona.
Gdy ujrzała Jana, chciała rzucić mu się na szyję, on jednak odepchnął ją brutalnie
i prosto w twarz wykrzyczał, że się jej brzydzi i że nie chce z nią mieć nic wspólnego.
Dziewczyna jęknęła boleśnie i osunęła na ziemię, Jan zaś, nie oglądając się, odszedł.


Widząc to, Wilhelm zeskoczył na ziemię, wbiegł do swojego domu,
chwycił stary katowski miecz i pobiegł za młodzieńcem.
Po paru minutach wrócił pod drzewo z zakrwawionym mieczem i spojrzał na swe dziecko
leżące bez życia na ziemi. Odrzucił ze wstrętem żelazo i zrozpaczony powiesił się na jaworze.
Po kilku chwilach Lina ocknęła się z omdlenia, ujrzała okrwawiony,
ojcowski miecz i domyślając się najgorszego wydała z siebie rozpaczliwy krzyk.
Później dojrzała ojca wiszącego na gałęzi...
Nie namyślając się, rozwiązała swą szarfę i powiesiła się na konarze obok niego.
 Umierając, słyszała jeszcze okrutny chichot starej czarownicy i widziała jej twarz,
wykrzywiającą się spomiędzy gałęzi drzewa.
Tej nocy diabeł złowił aż trzy dusze...
Wkrótce potem ludzie zaczęli opowiadać, że stary klon jawor jest przeklęty; podobno na jego gałęziach siadywały zlatujące się czarownice, czyhając na dusze skazańców i mamiąc swymi czarami niebacznych podróżnych przechodzących w pobliżu.*
***
*Tekst skrócony i przeredagowany na potrzeby bloga, 
autorką oryginału jest Wiktoria Wizner,  zdolna gimnazjalistka z Koszalina. :-)


Życzę Wam dużo zdrowej, niezobowiązującej i bezwarunkowej miłości,
 nie tylko z okazji Luperkaliów, o których pisałam TUTAJ !

***
Syrop klonowy:
ręcznie formowane srebro pr. 999, łańcuszek srebrny pr. 925;
agat, cytryny, bursztyny, kwarc, piasek pustyni;
oksydowany i polerowany;
dostępny niedostępny

Ściskam,
K.